W sumie to trwają już od paru dni. Od kiedy Tata Zetki i Janka ma urlop.
Pogoda jest rewelacyjna, choć za upałami typu 34 stopnie w cieniu nie przepadam.
W domu strasznie gorąco, więc przez ostatnie kilka dni czas spędzamy na powietrzu, raczej w cieniu.
No właśnie w cieniu. Mnie chyba słońce za mocno przypiekło w poniedziałek na plecach, dosłownie parę minut. Nie mogę przez te poparzone plecy spać :( Auć!
Dzieci wysmarowałam kremami a siebie mi się zapomniało, no bo przecież w cieniu będę siedzieć.
Hmmmm...
Jedyne co po tych upałach lubię, to mega burzę. Jakoś tak zawsze lubiłam burze, od dziecka.
Takie po burzowe oczyszczenie powietrza dobrze działa na ludzi.
Weekend spędziliśmy na imprezie rodzinnej w miasteczku L., jakże świętym, skąd turyści wywożą hektolitrami święconą wodę, zwiedzają, podziwiają i pieniądze "wydawają".
Pozdrawiamy rodzinkę z L.
tarasowe malowidła ku zadowoleniu dziadków lub nie :) |
w piłę też trochę pograliśmy |
bańki obowiązkowo z naszego sprzętu |
a tu już wolna amerykanka |
Mamo, bo te lody są bardzo zimne |
W ramach wakacji poszliśmy też na koncert symfoniczny organizowany w naszym mieście.
młodsze Dziecko słuchało koncertu zza krat :) |
starsza Dzidzia spod sceny |
albo zza konia :) |
Potem już tylko relaks na działeczce :)
boróweczki od sąsiadeczki |
borówkowa buźka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz