piątek, 25 lipca 2014

Johnnie Walker

Do zaborczych matek to ja raczej nie należę. Takich co to tylko trzymają dziecko blisko siebie, nie pozwolą nigdzie wyjść, bo coś się stanie, bo ktoś inny źle się zaopiekuje, bo ze mną to najlepiej.
Fakt - ze mną najlepiej! ale dla mnie, bo mam pod kontrolą wszystko, ale czy dla dziecka?
Nie koniecznie.
Mam swoje zasady dotyczące dzieciaków. Dość często przekazuje je mężowi (choć czas zweryfikował, że ostatnio już coraz mniej się "wtrancam") gdy to On zabiera dzieci na spacery.
ALE to wszystko dla ich dobra.
ALE zaborcza nie jestem :).
No, ALE do rzeczy.
No właśnie, czemu matki mają zawsze jakieś ALE?

Ale w sumie to nie wiem. Mają tak i już. Bo są matkami? :)

Nadszedł dziś ten moment, kiedy moje dziecko nocuje poza domem.
Tak, nocuje poza domem.
W sumie jakoś bardzo tego nie przeżywam. Mąż to chyba w ogóle nie przeżywa. Powiedział mi tylko, żebym nie przeżywała, tylko cieszyła się "wolnością".
HALO!!!! ALE mamy jeszcze jedno dziecko w domu :).

Z Babcią B. mieliśmy już wszystko uzgodnione. Przyjechała, zabrała, tylko zadzwoniła, że dojechali na miejsce i już. Ja nie dzwonię, bo wyjdę na panikarę, hehehe.
 Z resztą, Jaś jest pod bardzo dobrą opieką. Nie mam się więc czy martwić. Już pewnie Babcia zaśpiewała kilka kołysanek wnuczkowi do uszka i wnusio smacznie śpi.

Zobaczymy się jutro, więc pewnie relację będę miała z pierwszej ręki lub rączki :)

To jak tylko Synuś zniknął z Babcią za drzwiami obudziła się Zosia.
Tak sobie zaczęłam wspominać, jak to było gdy na świecie był tylko Jaś, wspólne zabawy, raczej ciche, bez zbędnego hałasu.
Pomyślałam - jesteśmy same z Zośką, pikuś, będzie trochę lżej niż z dwójką kochanych urwisów.
O jakże się myliłam!
Moja matczyna, bo o kobiecej intuicji nie wspomnę, się pomyliła.
Ależ ta dziewczyna dała mi dziś wycisk. :)
Pogoda beznadziejna, czasem słońce, czasem deszcz i raczej siedziałyśmy w domu. O spacerze nie było mowy. Zośka marudna, właśnie przez tą pogodę, intuicja mi podpowiada :), bo i ja nie najlepiej się czułam.
Zaczęłyśmy wymyślać sobie zabawy.
Potańczyłyśmy, pośpiewałyśmy, pojadłyśmy jagód.
Później Zosia przestała już marudzić i zaczęła się super zabawa. Śmiech i łaskotki gilgotki.


Zosia w totalnych skupieniu układała wieżę z klocków.



Później było szukanie odpowiedniego kształtu.




Czytanie książeczek.




Zabawa samochodami. Dobrze, że Jaś tego nie widzi :)



Rysowanie oczywiście też nam się trafiło, nie tylko po kartkach.


Zosia później zlizała tego pisaka z ręki i całą mordkę miała zieloną.





Jednak największa radość była jak w końcu tata wrócił z pracy. Zosia już mnie nie rozpoznawała.
Wyszło słońce (bo oczywiście wcześniej nie mogło wyjść) i poszliśmy na wieczorny spacerek.
Po spacerku pomyślałam sobie, że teraz to bez problemu Mała zaśnie.
No, no, właśnie pomyślałam.
Dziś chyba nie powinnam myśleć.
Zośka nie chciała spać. Ciągle chichrała się, skakała po łóżeczku i pokazywała na łóżko braciszka, że go tutaj brakuje.
Teraz już śpi.
Dobranoc i Wam.

Całuję,
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz