wtorek, 11 lutego 2014

Rodzinnie...weekendowo

Jaka szkoda, że weekend już za nami.
U nas było bardzo wiosennie, wesoło i rodzinnie.
Pogoda na prawdę nas rozpieszcza tej zimy. Korzystamy z niej więc ile się da.
Plan był taki - w weekend zostajemy w domu (bo dawno nas w weekend tu nie było), leżymy brzuchami do góry i odpoczywamy.
Okazuje się, że nigdy nie ma co planować, bo znając nas i tak plany ulegną zmianom.
No i był weekend bardzo rodzinny. Z tego to akurat się cieszymy.
Sobota była piękna, więc i długi spacer nam się trafił a później odwiedzinki u dziadków Jasia i Zosi w L.
Kawka, ciasteczko, faworki i wiadomo co nam rośnie :) Bąble się wybawiły i wyspacerowały, więc oczywistym było, że w drodze powrotnej będą spać. A po powrocie do domu, co mnie wcale nie zdziwiło, Jaś zażyczył sobie kolacje (dla tych, którzy nie wiedzą - nasz Syn nie jada w gościach, bo mu czasu szkoda, więc dojeść sobie musi w domu :))
20-21 jakoś tak było, Dzieciaki już grzecznie spały w swoich łóżeczkach.
No i pojawił się znowu plan:
Ja do Męża:"To co, jutro siedzimy w domu"
Mąż: "No" :)
Alleluja! pomyślałam sobie. W końcu odpocznę (nie to, żeby odwiedziny mnie męczyły, ale ten kto ma małe dzieci wie o czym mówię: zapasowe ciuszki, pieluchy, zabawki itd.).
No i nastała niedziela.
Zaczęłam szykować obiad z samego rana, żeby jak najszybciej wyskoczyć z Dziećmi i Mężulkiem na spacer. Telefon. Teść. Słyszę śmiech Męża i to co usłyszeć powinnam.
O nie myślę, ktoś tu znowu krzyżuje moje plany na lenistwo przed telewizorem (oczywiście po intensywnym spacerze) i oglądanie Soczi- sroczi.
Mąż: "To co, jedziemy?"
Ja: "Przecież ja tu obiad robię, jestem w połowie dopiero!" Grrrrrrr!
Mąż: "To zostaw, dokończysz jutro" :) Ten to ma light'owie podejście do życia.
Ja: "No dobra" (to jest oczywiście skrócona wersja mojej odpowiedzi. Po wymyśleniu tysiąca argumentów, że może jednak po obiedzie pojedziemy, pojechaliśmy jednak na obiad do Dziadków do S.).
Zanim się wybraliśmy, trzeba było znaleść jakąś ładną sukienkę dla naszej Małej Gwiazdy.
Tak się Zosia prezentowała:


No i dobrze, że pojechaliśmy, bo wpadła też cała rodzinka. Było śmiesznie, wesoło i "pączusiowato".
Babcia B. stanęła na wysokości zadania i upiekła pyszne pączki. Eh! aż ślinka leci jak o nich pomyślę :)

Pączkowe szaleństwo.


A Dzieci miały mały raj zabawkowy.
Ciocia M., mama Frania (fajnego, wesołego prawie 10-miesięczniaka), zaopatrzyła wszystkie Brzdące w zabawki. Hulaj duszo....!
Ale, ale Ciocia M. już wie, że będzie się smażyć w piekiełku za podtykanie słodyczy, ciasteczek itp. naszym Milusińskim :)
Później do całej trójki: Jaśka, Zośki i Frania dołączyła Lenka (mały słodziak o pięknym uśmiechu).
I zrobiły się obozy. Chłopaki z chłopakami a dziewczyny nie inaczej jak z dziewczynami. Sami z resztą zobaczcie.
Dziewczynki chyba bardzo się pokochały :)

Mina Zosi chyba mówi sama za siebie, że jest super zabawa:)

Mały czytelnik.





Dziękujemy wszystkim za miły weekend :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz