poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Weekend Smarkuli

Dawno już nie miałam czasu, aby usiąść i naskrobać kilka słów co u nas słychać.
Ciągle coś się dzieje, Dzieci w ciągłym ruchu, to i my w ruchu ciągłym.
Ten ruch to się raczej nam zwiększy niż zmniejszy, bo Zojka dopiero się rozkręca. Nie usiedzi przysłowiowych 5 minut, tylko biega, skacze, tańczy, śpiewa, wchodzi na meble i nie tylko.
Oczy dookoła głowy. I tu pozwolę sobie zacytować naszą prawie 3-letnią kochaną Lenkę (kuzynka Zosi i Jasia) - "Nie wiem co się dzieje.Chyba nie mam 10 rąk". Jeśli coś namieszałam proszę Rodziców Leny o korektę :).
No właśnie, 10 rąk to ja na pewno nie mam, a czasem czuję jakby jednak mi kilka dodatkowych wyrosło. Każda Mama, która ma więcej niż jedno Dziecko wie o co kaman :)
Ale, ale dość użalania się, ile to ja mam na głowie. Chciałaś, to masz!
No mam.
No mam też na szczęście czas, żeby z Synkiem do kina skoczyć. Tata nasz kochany też oczywiście był.
Przecież nie opuściłby żadnego wyjścia do kina z kochanym Synalkiem.
Weekend zaczął nam się więc kinowo. SAMOLOTY 2!!!!!
Bajka obejrzana, wiele wrażeń, plakat z Dusty'm wisi w pokoju Jaśka.
Chyba się podobało, bo ma ochotę pójść jeszcze raz.
Mama się odprężyła i poczuła kilka lat młodziej.
A Zosia? Z Babcią.

Ogólnie weekend udał nam się bardzo, bardzo rodzinnie.
Wspólne zabawy z Dziećmi, grill u Dziadków. Janek wypróbował hulajnogę (lub jak On to mówi: "hulaj - i - noga"). Hu - hu - hulaj! Zosia też chętnie dała się na niej przewieść.
A potem taka sytuacja.
W skrócie. Jesteśmy sobie w Lidlu, weekendowe zakupy. Mąż mój szanowny zapakował do wózka, to co mężczyzna pakuje na weekend. Kazałam im iść na plac zabaw, żeby w spokoju zrobić zakupy. Zostałam z całymi tymi "zapasami" męża. Podchodzę do kasy. Wyładowuję. Moja kolej. Pani kasjerka do mnie z tekstem po wcześniejszym zerknięciu na zawartość zakupów:
"Przepraszam Panią bardzo. Ale ja bym od Pani poprosiła dowód osobisty. Pani tak młodo wygląda" (Pani miała jak najbardziej poważną minę).
Wtf?
Wywróciłam gałami ocznymi, pochyliłam się nad nią i się pytam o co ona prosi? Myślałam, że się przesłyszałam. Nie przesłyszałam się. Ostatnio o dowód pytano mnie 12 lat temu:)
Z bananem na twarzy zostałam już do końca dnia, że jednak jakaś nadzieja jest......
No, ale cóż, pomyślałam sobie - natury nie oszukasz,  goddamn it! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz